Tekst autorstwa Lilo

Cindy Penyabot

Ta tu przybyła bardziej niedawno, niż Ci się wydaje. Ludzie mówią, że jest Kanadyjskim kundlem- potomkiem szlachetności amerykańskiej i wojennym pomiotem ojczyzny karibu. Inni wspominali, że to praprawnuczka europejskich emigrantów, którzy tuż przed wojną przybyli na kontynent za „american dream”, czy, jak kto woli, za przysłowiowym chlebem. Ponoć ma też dość bliskie „stosunki” z samym O’Drainem, choć to mało prawdopodobne- nie roznosi smrodu jego unurzanych w gównie fortuny łapsk. Ale ile jest prawdy w tym, co gadają ludzie, nikt nie sprawdzał.
Chcesz o niej wiedzieć coś bardziej konkretnego? Powiem ci tyle, że nazywa się Cindy. Cindy Penyabot, jakkolwiek się to wymawia… Ma nadzorować budowę, sprawdzać i akceptować plany, projekty, oraz obliczać wszystkie pierdoły, którymi powinien zajmować się inżynier. Jeden z głównych, należących do swoistej elity intelektualistów, którzy ponoć znają więcej słów, niż zawierał ostatni wydany słownik.
Nie jest gadatliwa. Z resztą, widać, że nie przywykła do zadawania się z „plebsem pracującym”. Zagaić, zagada, ale nie liczyłbym na nic więcej. Że co? Że niby szkoda? Pierdolisz... Z tak zaciętym charakterem, aż dziw bierze, że ktokolwiek jeszcze znosi jej fochy. Musi mieć fach w łapie, albo jest dobra w czymś jeszcze, skoro ją tu trzymają. Nie oceniam… No i co tak stoisz? Zapierdalaj do łopaty!